Według badań Eurostatu ponad 44 proc. ludzi w wieku od 25 do 34 lat, wciąż żyje na garnuszku rodziców. To więcej o prawie 8 proc. niż jeszcze siedem lat temu. Przeważająca większość Jak nieprzecięta w porę psychiczna pępowina pęta człowieka przez całe życie. Artykuł ukazał się w „Ja My Oni” tom 32. „Jak być wystarczająco dobrą rodziną”. Poradnik dostępny w Polityce Cyfrowej i w naszym sklepie internetowym. *** Symbolem bliskości pomiędzy dzieckiem a rodzicami – zwłaszcza w relacji matka–dziecko – jest pępowina. To nią przychodzący na świat człowiek jest dosłownie, fizycznie, związany z matką. Jej przecięcie oznacza początek samodzielnego życia. A co z pępowiną rozumianą metaforycznie – jako relacja psychiczna pomiędzy dzieckiem a rodzicem? Czy to możliwe, aby wiązała ona obie strony zbyt długo i zbyt mocno? Czy powinna być brutalnie przecięta? Dojrzewanie człowieka to trwające niemal całe życie balansowanie pomiędzy okresami bliskości z ważnymi dla niego ludźmi i stopniowego oddalania się od nich. Najlepiej widać to w diadzie rodzice–dziecko. Prawidłowy przebieg separacji od nich to jeden z podstawowych celów rozwojowych. Nie jest to jednak proces liniowy, oznaczający np. coraz mniej przytulania czy też coraz mniej pomocy w codziennym funkcjonowaniu. Stopniowe oddalanie się partnerów tej relacji, metaforyczne odcinanie pępowiny nie powinno oznaczać, że emocje stają się chłodniejsze, a po obu stronach wzrasta obojętność. To przede wszystkim jakościowe zmiany relacji. Prawidłowo odcięta pępowina, w atmosferze bezpieczeństwa i wzajemnego zaufania, gwarantuje zarówno rodzicom, jak i dziecku sukces rozwojowy. Gniazdo i baza W pierwszych miesiącach życia pomiędzy dzieckiem a matką istnieje niezwykle silna zależność. Dziecko potrzebuje zwłaszcza matki, by zaspokoić wszelkie potrzeby fizjologiczne i emocjonalne. Matka staje się dla dziecka nie tylko źródłem pokarmu, ale także ukojenia. Kołysanie dziecka czy przytulanie pozwalają mu poradzić sobie z negatywnymi emocjami. Rola ojca w tym okresie pozostaje także niebagatelna. W przypadku noworodków i niemowlaków ojciec stanowi specyficzny łącznik dla diady matka–dziecko ze światem zewnętrznym. Brak jego wsparcia w tym okresie oznacza brak bezpieczeństwa w relacji matka–dziecko i pierwsze źródło późniejszych problemów separacyjnych. Opis specyfiki bliskiego związku pomiędzy dzieckiem a jego rodzicami psychologia zawdzięcza psychoanalitykowi Johnowi Bowlby’emu, który na zlecenie Światowej Organizacji Zdrowia stworzył raport dotyczący wpływu utraty matki na funkcjonowanie małego dziecka. Wyniki przeprowadzonych przez Bowlby’ego analiz opublikowano w 1952 r. Relację tę określił mianem przywiązania emocjonalnego. Choć niemal każda przypadkowa osoba może zapewnić dziecku pożywienie i spełniać jego podstawowe potrzeby fizyczne, to jednak specyfika przywiązania emocjonalnego między nim a jego głównym opiekunem lub kilkoma osobami pełniącymi tę funkcję jest tak kluczowa dla jego rozwoju i przetrwania. Po dyskusji z wieloma naukowcami zajmującymi się badaniem zachowań zwierząt w grupach, przetwarzaniem informacji przez ludzki mózg oraz prawidłowym rozwojem dziecka Bowlby zasugerował, że dziecięca potrzeba nawiązania bliskości z opiekunem jest zakorzeniona w ludzkim mózgu i zwiększa szansę przetrwania. Człowiek potrzebuje tego zwłaszcza na najwcześniejszych etapach życia. Gdy więź jest zerwana z powodu przedłużającej się lub stałej rozłąki, zazwyczaj pojawiają się protest, rozpacz, a potem zróżnicowane formy zaburzeń w funkcjonowaniu. Kontynuatorzy pracy Bowlby’ego, między innymi Mary Ainsworth, odkryli, że wrażliwość i reakcja na potrzeby własnego dziecka w pierwszym roku życia miały zasadnicze znaczenie dla rozwoju poczucia bezpieczeństwa, jakie odczuwa ono na świecie, oraz pewności, że jego przyszłe potrzeby zostaną spełnione. Wśród niektórych ważnych aspektów tej wrażliwości są takie czynniki, jak czas reakcji rodziców na niepokój dziecka, efektywność stosowanych przez rodziców prób ulżenia w cierpieniu czy jakość kontaktu fizycznego (na ile jest on czuły i kojący). Co jednak podkreślali Bowbly i kontynuatorzy jego myśli, przywiązanie emocjonalne nie oznacza bezwzględnego związania stron relacji i bezwzględnej zależności. Już roczne dzieci potrafią dwojako traktować swoich opiekunów. Mogą stanowić oni dla nich bezpieczną przystań, gdy czują strach, zmęczenie, nudę lub kiedy są chore. Jest to miejsce, w którym zapewnia się im uwagę, miłość i troskę. Co jednak najważniejsze z punktu widzenia separacji, rodzice stanowią także tak zwaną bezpieczną bazę, z której dzieci wyruszają na podbój świata. Bezpieczeństwo promuje ciekawość, dlatego bezpieczna baza zachęca do odkrywania i rozpala pewność siebie. Badacze stylów przywiązania zauważają, iż najzdrowsze wzorce tych relacji uwzględniają elastyczny, komfortowy dystans pomiędzy matką i dzieckiem, dystans, który wraz z wiekiem się powiększa. Bezpieczne przywiązanie w swej istocie promuje zarówno bliskość, jak i autonomię, charakteryzuje się również płynnością tych dwóch czynników. Stosunek tych dwóch czynników powinien zmieniać się z biegiem lat na rzecz autonomii zarówno rodzica, jak i dziecka. Innymi słowy, przy odcinaniu pępowiny istotne jest nie tylko separowanie się przez dziecko od rodzica (ucieczka dwulatka od mamy na placu zabaw), lecz także pobudzanie przez rodzica autonomii dziecka (pozostawianie dwulatka na kilka minut samego w bezpiecznym środowisku). Granice te nie powinny być stawiane zbyt wcześnie ani zbyt późno. Niemowlęta, którym pozwala się na pełną zależność od rodziców, na ciepłą i kojącą bliskość fizyczną na wczesnych stadiach rozwoju (rodzice prawidłowo odczytują komunikaty dziecka i bezwarunkowo na nie reagują), zyskują paradoksalnie większą autonomię w późniejszych etapach życia. W tym pierwszym okresie życia bliskość to niemal stała dostępność matki i gwarancja, że spełni ona komunikowane przez dziecko potrzeby. Silna i nienaruszona więź z niemowlakiem to także gwarancja prawidłowo inicjowanych pierwszych form separacji, w ramach których dziecko powoli oddala się od opiekunów i podejmuje samodzielne działania, stając się samowystarczalne. Pokazały to dość wyraźnie badania prowadzone w latach 90. pod kierunkiem Alana Sroufe, w których porównywano dwie grupy rocznych niemowląt. Znalazły się wśród nich dzieci mające z rodzicami bezpieczną więź od najwcześniejszych momentów życia oraz dzieci pozbawione tego (np. podopieczni domów dziecka). Obie grupy brały udział w nieznanej im wcześniej zabawie. Jak się okazało, dzieci najbliżej związane ze swoimi rodzicami wykazywały mniejszy niepokój, gdy namawiano je, by obejrzały nowe zabawki w nieznanym pomieszczeniu. Co jakiś czas nawiązywały one z matkami kontakt wzrokowy, aby upewnić się, że mogą dalej poznawać otoczenie. Dzieci pozbawione bezpiecznej więzi przejawiały reakcje strachu i nie były zainteresowane nowymi zabawkami. Kroki po drabinie Mimo że przywiązanie emocjonalne pomiędzy dzieckiem a rodzicami istnieje przez całe życie, zmienia się sposób jego weryfikacji oraz metody utrzymania – bliski kontakt fizyczny zastępowany jest poprzez bardziej symboliczny. Z czasem opiekun może pozostawać jedynie w polu widzenia. Z biegiem lat wystarcza, że po prostu jest gdzieś w świadomości i że można się do niego zwrócić o pomoc. Niezależnie od etapu życia, na jakim znajduje się dziecko, z pewnością nigdy nie należy trzymać go kurczowo przy sobie, stosując myślenie „na wszelki wypadek”. To zadanie trudne i wiąże się dla rodzica z pokonaniem bariery lęku. Odczuwa go zarówno rodzic, który po raz pierwszy puszcza przed siebie dziecko samodzielnie maszerujące, jak i ten pozwalający nastolatkowi na pierwszy samodzielny wakacyjny wyjazd. Ale tylko w ten sposób dziecko zacznie odkrywać kolejne szczeble drabiny niezależności. Kiedy oswoi się z jednym poziomem, może przejść do następnego. Tej drabiny nie da się przeskoczyć o dwa bądź trzy szczeble do góry, bo pokonanie każdego stopnia warunkuje osiągnięcie kolejnych. Stworzenie dwulatkowi możliwości wyboru stroju pozwoli mu na samodzielne i pozbawione lęku funkcjonowanie w przedszkolu. Akceptacja dla sposobów spędzania przez dziecko wolnego czasu w okresie nastoletnim gwarantuje, że dwudziestoparolatek z ochotą opowie nam o tym, co i gdzie robi w wolnym czasie. Wspinając się na taką drabinę, młody człowiek będzie jednak cały czas upewniać się, że jest ktoś, kto go asekuruje, i do tego należy pozostawić mu prawo. Około drugiego roku życia dzieci są w stanie nabyć przekonania o stałości relacji z bliskimi, nawet jeśli rodziców nie ma w pobliżu. Niezwykle istotne w tym czasie jest nabywanie przez dziecko tak zwanej teorii umysłu. Wcześniej nie potrafi ono umiejętnie przyjąć tak zwanej perspektywy samoświadomościowej. „Ja to matka, matka to ja” – to podstawowe założenie w głowie malucha i to z tego powodu trudno mu funkcjonować bez fizycznej bliskości matki. Aż zaczyna rozumieć trwanie przedmiotów i osób w czasie, jego pamięć osiąga zdolność do tworzenia i przywoływania mentalnych obrazów ludzi i rzeczy, których nie ma w danym momencie przed oczami. Samoświadomość to w tym przypadku także pojmowanie swojej odrębności, idei samego siebie. Jej obecność u dzieci można zbadać eksperymentalnie za pomocą tzw. testu lustra: rozpoznaje swoje odbicie czy uznaje je za inną istotę? Umieszcza się na jego ciele kolorową kropkę, którą może dostrzec wyłącznie w odbiciu lustrzanym. Jeśli dziecko dotyka oznaczonego miejsca, to znaczy, że wie o swojej odrębności. Jeśli zaś wie o swojej odrębności, zaczyna kształtować swoją samodzielność, samo tworzy większy dystans fizyczny od opiekunów. Kolejny etap rozwoju teorii umysłu to nabywanie przez dziecko poczucia odrębności swych myśli, emocji i intencji oraz umiejętność wnioskowania o myślach, intencjach i emocjach innych osób. Oto i mama, i tata, i ja możemy widzieć, czuć i reagować na świat każde inaczej. Dziecko wymaga, by rodzice rozumieli i akceptowali pojawiające się w jego umyśle narracje; uznania, że to ono wie najlepiej, czego w danym momencie potrzebuje, czy jest głodne, zmęczone i śpiące. Z niechęcią obserwuję sytuacje, w których mamy przymuszają swoje dzieci do jedzenia, twierdząc, iż maluchy są bezwzględnie głodne. Z praktyki psychoterapeutycznej dobrze wiem, że na depresję zapadają nastolatki zmuszane przez rodziców do takich form aktywności i decyzji edukacyjnych, które są głęboko sprzeczne z ich potrzebami. Oczywiście ważne, aby rodzic pomagał dziecku w odczytywaniu sygnałów tych potrzeb, szanując ich subiektywizm. Jednak rolą rodzica nie było i nie jest zmuszanie dziecka do czegokolwiek. Zaburzenia w zakresie teorii umysłu mogą być zwiastunem wielu form psychopatologii, takich jak autyzm czy schizofrenia. Teoria tak zwanej schizofrenogennej matki zaproponowana w latach 60. przez Friedę Fromm-Reichmann uznawana jest współcześnie za zbyt uproszczoną, a przez to nieprawdziwą. Opiera się ona jednak na trafnej obserwacji krańcowych postaw niektórych matek: między odrzuceniem i nadopiekuńczością. To osoby agresywne, krytyczne, nadmiernie wymagające albo też ukrycie odrzucające, hamujące samodzielność swych dzieci przez nadopiekuńczość. Formą reakcji na taką relację z matką może być rozszczepienie emocji i doświadczeń w postaci zaburzeń psychotycznych. Nie da się bowiem zaakceptować, że tak bliska osoba może być źródłem cierpienia. Beze mnie ani rusz Zaburzenia więzi i trudności separacyjne mogą wynikać zarówno z właściwości opiekuna, warunków sytuacyjnych, jak i z właściwości dziecka. Silny lęk matki lub też lękowy temperament dziecka mogą sprzyjać kształtowaniu się tak zwanego lękowego wzorca przywiązania, w ramach którego dziecko otrzymuje zwykle od matki (czasami od obojga rodziców) przekaz: „Beze mnie (bez nas) ani rusz”. Naturalną konsekwencją takiego sposobu myślenia jest silny lęk towarzyszący dziecku w każdej sytuacji separacji (tak zwany lęk separacyjny), poczucie katastrofy będącej konsekwencją nieobecności opiekuna czy choćby zapowiedzi takiej nieobecności. Podejmowane przez dziecko próby swobodnej eksploracji świata, wynikające z naturalnych instynktów, są w takim stylu karcone. Miłość to uzależnienie emocjonalne i cierpienie. W życiu dorosłym, w relacjach pomiędzy dorosłym już człowiekiem a jego partnerem, to ciągła obawa przed porzuceniem, interpretowanie braku bliskości fizycznej jako sygnałów odrzucenia, potrzeba kontrolowania partnera. To także lękowe podejście do kwestii posiadania własnych dzieci oraz tworzenie z nimi lękowych więzi, polegających na emocjonalnym uzależnianiu od siebie i sztywnym „trzymaniu na smyczy”. Matki z doświadczeniem lękowego stylu przywiązania w domach pochodzenia nierzadko nie tylko nie pozwalają swojemu dziecku na psychiczną separację, lecz także bezwzględnie podtrzymują z dzieckiem kontakt fizyczny. Do dziś pamiętam z własnego gabinetu psychoterapeutycznego przypadek chorego na fobię społeczną 17-letniego chłopca, od siódmego roku życia co dzień odprowadzanego przez matkę do szkoły. W tego typu relacjach dochodzi do samowzmacniających się sprzężeń zwrotnych. Są one wzajemnie podtrzymywane przez podsycane lękiem przekonania dziecka („Nie dam sobie rady”) oraz lękowe i przesycone mechanizmem racjonalizacji postawy matki („Cóż zrobię, że moje dziecko tak bardzo się boi”). Gdy ktokolwiek z nas – młody czy stary – ma jakieś potrzeby emocjonalne, naturalną strategią jest zwrócenie się do szczególnej dla nas osoby lub kilku bliskich w poszukiwaniu wsparcia i pocieszenia. Dążenie do kontaktu i utrzymywanie go z kilkoma osobami, które są dla nas niezastąpione, jest dla wszystkich główną siłą napędową. Ani mężczyzna, ani kobieta nie zbudują jednak poczucia bezpieczeństwa, funkcjonując w ramach tak zwanego warunkowego wzorca przywiązania. Powstaje on u osób, wobec których w dzieciństwie rodzice bądź inne znaczące osoby zachowywały zbyt duży fizyczny i emocjonalny dystans, nie poświęcając im wystarczającej uwagi, nie zauważając ich potrzeb i emocji. U dorosłych mężczyzn ten wzorzec przywiązania będzie oznaczać często patologiczną zazdrość o partnerkę, która w ich założeniu nie zwraca na nich wystarczającej uwagi i myśli wyłącznie o własnych potrzebach. U kobiet lęk i obawy związane będą z jakąkolwiek formą dystansu z partnerem (wyjazd partnera na szkolenie to niemal pewne zdrada i rozpad związku). Nieodzowny tata W odcinaniu pępowiny ważna jest relacja dziecka z ojcem, i to zarówno w przypadku chłopców, jak i dziewczynek. Jak pisał D. Winnicot, dziecku potrzebna jest tak zwana wystarczająco dobra mama. Zapewni ona możliwość rozwoju psychicznego, cielesnego i odsunie się na bok w wymagających tego momentach. Częścią bycia wystarczająco dobrą mamą jest pozwolenie na zaistnienie wystarczająco dobrego ojca. Podobnie jak w przypadku mamy idealny nie jest tu do niczego potrzebny. Okres, w którym matka blisko wiąże się z niemowlakiem, to jednocześnie etap nieco większego dystansu pomiędzy rodzicami. Ojciec powinien w odpowiednim momencie upomnieć się o swoją partnerkę. Typowym przykładem braku ojcowskiej inicjatywy w tym względzie jest likwidacja małżeńskiej sypialni. Bywa, że matki opiekujące się swoimi synami, śpią z nimi przez ładnych kilka lat, a potem przyjmują wobec nich skrajnie nadopiekuńcze postawy, nie pozwalając na budowanie niezależności i samodzielnie decydując o ich potrzebach. Nierzadko swoje niezrealizowane uczucia lokują w synach. Tworzą sobie taki substytut związku z dorosłym mężczyzną. Częściej dotyczy to chłopców, bo oni w założeniu mają być dla tych kobiet wsparciem, jakiego nie dał im partner czy mąż. Uczucie tych matek osacza synów. Zazwyczaj oni po prostu nie nadają się na partnerów, nie potrafią słuchać swoich partnerek, dawać im wsparcia. Potrafią jedynie brać. Czują się skrzywdzeni, jeśli partnerka ma jakieś oczekiwania. Nie dostrzegają tego, że sami ranią. Szukają kobiet, które pochylą się nad nimi i uratują z opresji. Dlatego właśnie tak ważny przy odcinaniu pępowiny jest ojciec. Taki, który potrafi zrezygnować z kontrolującej postawy wobec dorastającego syna czy córki, szanując autonomię dziecka. Prawidłową separację niewątpliwie ułatwia także możliwość obserwowania rodziców w zdrowej relacji partnerskiej. I tu również ogromna rola ojca. To dla dziecka ważny model w zakresie intymności, zdolności do bycia blisko. Dla córki ojciec jest tym, który uczy, jak bezpiecznie być blisko mężczyzny. To najcenniejsze, co córka może od niego dostać. Powtarzającym się schematem myślenia i działania dorosłych już kobiet, których ojcowie porzucili rodziny, jest poczucie, że jeśli będę blisko kogoś, to on odejdzie. Tym samym nigdy nie wchodzą one w bliskie związki. Konsekwencją braku bliskiego emocjonalnego związku z ojcem, który choć istnieje fizycznie, bywa głównie bezwzględnym recenzentem dziecka, są problemy z poczuciem własnej wartości. Wychowani w takich relacjach chłopcy i dziewczynki zakładają, że słyszane w toku dojrzewania „nie uda ci się”, „nie umiesz”, „nie potrafisz”, to ich własny wewnętrzny monolog. Zmiana tego schematu bywa długa i niełatwa. Najbrutalniejszą formą zaburzania prawidłowej separacji jest stosowana wobec dzieci przemoc fizyczna i psychiczna. Do tego typu doświadczeń dziecka bezwzględnie przykleja się w jego głowie poczucie winy. Dziecko myśli w prosty sposób: skoro coś złego spotyka mnie ze strony osób najbliższych, to znaczy, że jestem winny. W terapii trzeba temu głośno i wyraźnie zaprzeczyć, co bywa niezwykle trudne. W bezpiecznej odległości To, na ile stawiamy granice swoim rodzicom, a oni nam, decyduje o wszystkich kolejnych relacjach w naszym życiu. Przeszłość tych relacji w nas nieustannie pracuje, jest zasadniczą materią naszej tożsamości. Separacja od rodziców wymaga symbolicznego porzucenia matki i ojca, ale jednocześnie świadomości, że są oni obecni – w bezpiecznej odległości. Symboliczne przecinanie pępowiny na każdym z etapów dorastania przypomina to, którego dokonał lekarz w momencie twoich urodzin. Odłączony od matki otwierasz oczy i bierzesz pierwszy oddech. Wszyscy mają stracha. Ale nagrodą jest życie na własnych warunkach.
Są takie bajki, które przekazywane z pokolenia na pokolenie, na przestrzeni lat wciąż pozostają aktualne. Jedną z takich bajek, która do dziś uczy i bawi dzieci na całym świecie jest angielska baśń ludowa zatytułowana “Trzy małe Świnki”. Jej oryginalny tytuł po angielsku to “Three Little Pigs”. Pierwsza drukowana wersja historii ukazała się w 1840 roku, natomiast
W jakim wieku Polacy się wyprowadzają?Czy 18 latka może się wyprowadzic z domu?Kiedy się usamodzielnić?Ile mlodych Polaków mieszka z rodzicami?Ile ludzi mieszka z rodzicami?W jakim wieku się przeprowadzic?Dlaczego młodzi Polacy mieszkają z rodzicami?Ile mieszkań ma Polak?Czy mogę się wyprowadzic z domu w wieku 17 lat? Polacy stosunkowo długo mieszkają z rodzicami. Opuszczają dom rodzinny w wieku średnio 28,2 lat. Jesteśmy pod w tym względem na 10 miejscu od końca w UE. W jakim wieku Polacy się wyprowadzają? Według badań Eurostatu Polki opuszczają rodzinne gniazdo w wieku niemal 27 lat (26,9), przy średniej wynoszącej 25,4. Młodzi Polacy potrzebują na usamodzielnienie się prawie dwóch lata więcej, ponieważ od rodziców wyprowadzają się dopiero mając 29,2 roku. Czy 18 latka może się wyprowadzic z domu? Witam mam w tym roku 17 lat czy za zgoda rodzica mogę się wyprowadzić do chłopaka ? Dzień dobry. Nie, zgodnie z przepisami do uzyskania 18 roku życia powinna Pani pozostawać pod opieką rodziców. Pozdrawiam. Kiedy się usamodzielnić? Jedni usamodzielniają się w wieku 18 lat, inni w a jeszcze inni nigdy. Im później, tym gorzej. Sporo młodych ludzi chce się wyprowadzić z domu, ale nie wiesz skąd wziąć pieniądze na „dorosłe życie”. Ile mlodych Polaków mieszka z rodzicami? Młodzi Polacy z jednym z większych problemów mieszkaniowych Najnowsze dane Eurostatu sugerują, że w 2020 roku z rodzicami mieszkało aż 47,5% rodaków w wieku od 25 do 34 lat. To najwyższy wynik w historii badania. Rok wcześniej odsetek ten nie przekraczał 44%. Ile ludzi mieszka z rodzicami? Zgodnie z badaniami przeprowadzonymi przez Eurostat, wynika że ż 47,5 proc. Polaków w wieku od 25 do 34 lat dalej mieszka z rodzicami. Odsetek dorosłych, którzy wciąż mieszkają z rodzicami jest niemalże o połowę wyższy niż europejska średnia. W jakim wieku się przeprowadzic? Kiedy więc najlepiej wyprowadzić się od rodziców? Według wielu niezależnych badań, najlepszy czas na wyprowadzkę jest między 18 a 24 rokiem życia. To na tyle duża rozpiętość czasowa, że każdy niezależnie od środowiska z jakiego pochodzi i warunków bytowych, powinien być w stanie zadbać o siebie. Dlaczego młodzi Polacy mieszkają z rodzicami? Niemal połowa Polaków w wieku od 25 do 34 lat mieszka z rodzicami – wynika z „Raportu o stanie mieszkalnictwa” przygotowanego przez Ministerstwo Rozwoju. Powodem tego są rzecz jasna rosnące ceny nieruchomości, ale nie tylko. Winne są też relacje rodzinne. Ile mieszkań ma Polak? Z zestawienia wynika, że w Polsce jest 15 mln lokali według stanu na 2020 rok. W rok przybyło aż 202 tys. mieszkań, co poprawiło wynik jedynie o 1,4 proc. Czy mogę się wyprowadzic z domu w wieku 17 lat? Czy osoba w wieku 17 lat może wyprowadzić się domu bez zgody opiekuna prawnego? Witam serdecznie, Dopóki nie osiągniesz zdolności do czynności prawnych, nie możesz wyprowadzić się z domu bez zgody rodziców. Nie trzeba dodawać, że po ukończeniu 18 lat, jesteś prawnie uważany za dorosłego w prawie każdym państwie związkowym. Dobrze jest zapoznać się z podstawowymi wymaganiami dotyczącymi wieku, gdy masz ukończone 18 lat, aby wiedzieć, co możesz i czego nie możesz uciec. Na przykład 18-latek nie może wynająć samochodu, ale może Pytanie z dnia 16 czerwca 2018 Czy mogę usamodzielnić się prawnie w wieku 16 lat, jeśli idę do liceum daleko od mojego domu rodzinnego? Chciałabym tam sama podejmować decyzje np. o leczeniu i móc sama mieszkać (bez osoby pełnoletniej, która by wzięła za mnie odpowiedzialność, tylko na przykład wynająć sobie pokój). Moi rodzice się zgadzają Tutaj pojawią się odpowiedzi od prawników Chcę dodać odpowiedź Jeśli jesteś prawnikiem zaloguj się by odpowiedzieć temu klientowi Jeśli Ty zadałeś to pytanie, możesz kontynuować kontakt z tym prawnikiem poprzez e-mail, który od nas otrzymałeś. Nie znalazłeś wyżej odpowiedzi na swój problem? Ale w wieku 12 lat jest ich tak mało, a życie jest tak wspaniałe, że wydaje się, że zawsze będzie tak. Życzę Ci przez całe życie, abyś był tak szczęśliwy i beztroski, jak jest teraz. Niech twoje urodziny będą dla ciebie punktem wyjścia i zostaną zapamiętane za wszystkie dobre rzeczy, które już masz. #1 Napisano 26 marzec 2006 - 15:36 Mam 27 lat i jestem zupełnie niesamodzielna i chciałabym to zmienić, ale nie wiem, jak tego dokonać. Może opiszę swoją sytuację. Jestem osobą niepełnosprawną, od urodzenia cierpię na Porażenie mózgowe. Nigdy nie poruszałam się samodzielnie, ale odkąd kilka lat temu wykryto u mnie zwichnięcie obu stawów biodrowych, poruszam się na wózku inwalidzkim. Jest to wózek standardowy - taki, na który mogłam otrzymać refundację. Trzy lata temu przeprowadziliśmy się (mieszkam z rodzicami) do obecnego lokum w wieżowcu, na parterze. Myślałam, ze znacznie ułatwi mi to życie, jednak tak się nie stało. Mimo, że mam wózek inwalidzki, nadal jestem zależna od osób trzecich. Sama nie mogę wyjść z domu. Aby wyjść z klatki schodowej muszę pokonać osiem stopni. Oczywiście nie robię tego na wózku, gdyż nie ma podjazdu (ani możliwości jego zainstalowania, ponieważ schody są bardzo wąskie). Gdyby nawet zrobiono podjazd, byłby zbyt stromy, żebym mogła sama z niego zjechać. Moim wózkiem nie potrafię również poruszać się na zewnątrz. Blok mieszkalny jest tak usytuowany, że aby wyjść poza jego obręb, trzeba pokonać niesamowicie strome góry, a podjechanie pod nie stanowi nie lada problem nawet dla mojej mamy (czyli mojego "kierowcy":) Podróżowanie jest dla mnie bardzo kłopotliwe, gdyż mam światłowstręt, który objawia się tym, że światło migające przez szyby samochodu, czy autobusu powoduje u mnie podobne objawy, jak przy napadach padaczkowych. Chciałabym zmienić wózek na bardziej zwrotny, tzw. sportowy, jednak nie wiem, czy przysługuje mi na taki refundacja - nie uczę się, ani nie pracuję. Chciałabym podjąć pracę, ale nie wiem, gdzie jej szukać. Powinnam zarejestrować się w Urzędzie Pracy, ale przecież nie każdą pracę mogę wykonywać i dopóki nie będę mogła wyść z domu, nie będę mogła podjąć pracy. Bardzo chiałabym coś w swoim życiu zmienić, nauczyć się samodzielności, móc samej wychodzić z domu, wiem, że nie zawsze będzie mi ktoś pomagał. Nie wiem tylko od czego zacząć, do kogo się zwrócić i o co prosić, jakie pisma pisać, po prostu, jak działać. Bardzo proszę o jakąś poradę, gdyż czuję się bezsilna. A przecież nie jestem jedyną osobą niepełnosprawną na swiecie - jak Wy sobie radzicie? 0 Do góry #2 __ANIOLEK__ __ANIOLEK__ Orator Super Moderator 6083 postów Skąd:home Napisano 26 marzec 2006 - 16:56 Witam! Rzeczywiście cała ta sytuacja nie jest łatwa..., ale życie już nie raz nam pokazało, że "do odważnych świat należy", dlatego zawsze trzeba podejmować walkę. Najważniejsze, że Ty sama Słoneczko masz tego świadomość. Niewątpliwie bariery architektoniczne to nielada wyzwanie...Myślę, że potrzebujesz napewno zmiany wózka bo ten, którym się obecnie poruszasz z tego, co napisałaś wynika, że zupełnie nie spełnia Twoich oczekiwań i nie jest kompletnie przystosowany do Twoich potrzeb..., a to z kolei pociąga za sobą, coraz to nowe problemy, i tak koło się zamyka....(E) Czy przysługuję Ci jakaś refundacja? Warto zapytać się w PCPR bądź PFRON..., nic nie tracisz, a możesz wiele zyskać. Mam wielką nadzieję, że uda Ci się zmienić swoje życie na lepsze... Trzymam kciuki...Powodzenia :!: Pozdrawiam serdecznie :-D Przydatna strona - 0 "Stań twarzą zwróconą do słońca, a cień pozostanie za tobą". /Teresa Lipowska/ Do góry #3 słoneczko Napisano 26 marzec 2006 - 18:04 0 Do góry #4 Agie*** Napisano 26 marzec 2006 - 18:36 Słoneczko! Wydaje mi się, że jestem w podobnej sytuacji do twojej. Mam prawie 25 lat, mieszkam w starym budownictwie. W czasie roku akademickiego jest w sumie ok, ale gdy przychodzą wakacje(zwykle 3- 3,5 miesiąca) zaczyna się mój mały "koszmar". Nie poruszam się samodzielnie więc siedzę w domu i strasznie się nudzę... Bardzo chciałabym spędzać ten czas aktywnie(tak jak pozostałe 8 m-cy roku). Stres wszelkich egzaminów jest niczym w porównaniu z wakacyjnym stresem Za 2 lata skończę studia i boję się, że będę siedzieć w domu. Podobnie jak ty bardzo często czuję się bezsilna...(ten post jest odpowiedzią również na Twój post pt "chylę czoła) Życzę wiele wytrwałości w walce o usamodzielnienie. Pozdrawiam serdecznie Agata-Agie 0 Mam na imię Agata Do góry #5 słoneczko Napisano 26 marzec 2006 - 18:56 To u mnie jest trochę odwrotnie - przez 8 miesięcy siedzę w domu, a na wakacje wyjeżdżam na dwa miesiące. Wprawdzie w wakacje nic nie robię, ale korzystam ze słońca i świeżego powietrza, czyli tego, czego brakuje mi w pozostałe mieiące w roku. Nie studiuję - wtedy, kiedy byłam świezo po ogólniaku lub po kursach, wydawało się to niemożliwe, bo nie miałam wózka, a nigdy nie poruszałam się samodzielnie, po kilku krokach "padałam z nóg". Teraz chciałabym pracować, lub w jakkolwiek sposób miec kontakt z ludźmi, nie tylko wirtualnie - chociaż to też jest przyjemne Wyrabiam ręcznie biżuterie, konkretnie srebrne kolczyki, ale to raczej hobby, (finansowo więcej strat niż zarobku - bo próbuję sprzedawać, ale kiepsko "przędę Lepsze takie zajęcie, niż żadne, a naprawde to polubiłam. A teraz znikam na Taniec z Gwiazdami ))) Do "usłyszenia". 0 Do góry #6 Anawa Napisano 27 marzec 2006 - 10:24 Cześć Słoneczko :-D Myślałaś może o pracy przez internet co prawda nie zapewnia ona bezpośredniego kontaktu z ludzmi, czego jak się domyślam brakuje ci najbardziej,ale zawsze to jakieś 0 Dobro czyń najlepiej natychmiast, gdyż możesz potem się rozmyślić. Zła najlepiej nie czyń natychmiast, bo możesz się potem rozmyślić. Do góry #7 słoneczko Napisano 27 marzec 2006 - 12:57 Myślałam o tym, ale nie bardzo wiem, jaka to mogłaby być praca. Nie jestem webmasterem, a tylko to przychodzi mi do głowy Szukałam nawet pracy poza internetem. Kiedys był taki program "Niepełnosprawni w służbie państwa", miał on stworzyć miejsca pracy w policji (praca biurowa, czyli cos dla mnie). Złożyłam podanie, ale odrzucili, a potem okazało się, że był to program dla niepełnosprawnych-sprawnych, tzn. dla osób poruszających się samodzielnie, bo policja "nie ma pieniędzy na budowanie podjazdów". Byłam też na jednej rozmowie kwalifikacyjnej (co to był za stres!!!), ale okazało się, że miałabym być doradcą ubezpieczeniowym i na dodatek dojeżdżać do Wrzeszcza (jestem wprawdzie z Trójmiasta, ale z Gdyni). A takie dojazdy byłyby technicznie niewykonalne (kolejką) i zupełnie nieopłacalne. Poza tym, ja nie umiem naciągać ludzi Do tego się zupełnie nie nadaję, trzeba mieć siłę przebicia i być bezczelnym. No i w jakimś określonym czasie miałabym naciągnąć określoną liczbę osób. Muszę szukać czegoś dla siebie, najlepiej pracy w domu, chociaż wciąż miałabym ograniczony kontakt z ludźmi Ale przynajmniej miałabym poczucie, że robię coś ważnego, nie tylko dla siebie, ale i dla innych. Moją największą chyba zmorą jest przerost ambicji (oczywiście w stosunku do możliwości). Pa pa, dziękuję za odpowiedź 0 Do góry #8 Paulla Napisano 25 czerwiec 2006 - 15:05 Witam! Ja także mam MPD, ale muszę przyznać, że nigdy nie odczułam tego, iż żyję inaczej niż osoby sprawne. Zaznaczam, iż poruszam się na standardowym wózku inwalidzkim, a mieszkam w takiej kamienicy, że czasem osoba zdrowa ma kłopot, aby z niej wyjść nie łamiąc sobie nóg. A jak się usamodzielnić? Otóż...Po pierwsze nie wmawiać sobie, jaki to ja jestem niepełnosprawny, biedny, chory i nieszczęśliwy i ilu to rzeczy nie mogę robić; po drugie miej więcej wiary w siebie, nie wstydź się prosić o pomoc, gdy jej potrzebujesz, nie zamykaj się w domu; wyjdź do ludzi (zwłaszcza tych ludzi, którzy są zdrowi to dodaje pewności siebie) i przede wszystkim miej swój cel w życiu i nie zwracaj uwagi na to co mówią inni. Wiem co piszę, gdyż od zawsze jestem ON, ale żyję normalnie; wyjeżdzam na wakacje oczywiście bez rodziców ze znajomymi, uczę się w normalnej, nieprzystosowanej dla ON szkole (koleżanki przychodzą po mnie na zajęcia); wychodzę ze znajomymi do kina, teatru, a dyskoteki też nie są mi obce (choć nie często na nich bywam) A w niedalekiej przyszłości zamierzam zrobić sobie prawo jazdy; natomiast parę dni temu dostałam skuter, który pozwoli mi się poruszać już bez żadnego problemu. Pozdrawiam 0 "Wszystkie niejasne pojęcia muszą upaść nim uczeń może nazwać siebie mistrzem..." Bruce Lee"Trzeba mieć niemało odwagi, aby się ukazać takim jakim się jest naprawdę." Søren Aabye Kierkegaard Do góry #9 loczek Napisano 24 lipiec 2006 - 13:16 0 Wczoraj jest historią Jutro jest zagadką. Dziś jest darem Do góry
Ewa Maria Morelle już w wieku 16 lat zaczęła pracę w Domu Mody Telimena, który szybko zdobył rozgłos w latach 60. XX wieku. Jako 18-latka została żoną Wojciecha Frykowskiego, który w
Data utworzenia: 25 lipca 2019, 9:51. Justyna Żyła w pierwszą ciążę zaszła w wieku 18 lat. Niedawno wyznała, że mimo młodego wieku była to świadoma decyzja. Żyła od zawsze chciała mieć dzieci, a jej instynkt macierzyński obudził się bardzo szybko. Jednak starania o potomstwo nie były łatwe . Dość trudny czas przeszła także po porodzie. Justyna Żyła Foto: licencja FAKT Justyna Żyła marzyła o dużej rodzinie. Przyznała, że i w jej rodzinnym domu było dużo dzieci. A ona już w dzieciństwie lubiła się nimi zajmować i często opiekowała się synem kuzynki. – Zawsze chciałam mieć dzieci, przynajmniej trójkę. Instynkt macierzyński szybko mi się obudził. Gdy miałam 13 lat, kuzynka urodziła syna, chodziłam z nim na spacery, zajmowałam się. U nas w rodzinie było dużo dzieci. Lubiłam się nimi opiekować – przyznała w rozmowie z „Vivą!”. Justyna Żyła już w wieku 18 lat zaszła w ciążę. Choć była w młodym wieku, to przyznała, że zajście w ciążę nie przyszło jej łatwo. – Teraz już mogę powiedzieć - dosyć długo starałam się o dziecko. Chciałam się szybko usamodzielnić i stworzyć własny dom z mężczyzną, który wtedy także tego pragnął. Zawsze chciałam mieć dzieci, on chyba też" – powiedziała. Justyna Żyła wspomina poródJustyna Żyła nie ukrywa, że bała się porodu, bo nie wiedziała, czego się spodziewać. Okazuje się, że o ile poród przeszedł bez komplikacji, to po nim Żyła długo dochodziła do siebie. – Bałam się bardzo. Nie wiedziałam, co mnie czeka. Skończyło się na cesarskim cięciu. Moje ciało nie pozwoliło na to, żebym urodziła naturalnie. Samo cesarskie cięcie nie było takie straszne, jak później dochodzenie do siebie. Zajęło mi to sporo czasu, miałam kłopoty z ciśnieniem, musiałam brać tabletki. Z pół roku męczyły mnie bóle głowy. Przy drugim dziecku leżałam przez tydzień na patologii ciąży, ale wszystko na szczęście było dobrze – wspominała Żyła. Teraz ma więcej czasu dla siebieŻyła nie ukrywa, że też bała się po narodzinach dziecka. Wiedziała jednak, że może liczyć na wsparcie bliskich osób. Była tak przestraszona, że nawet z najmniejszą wysypką szła z synem Kubą do lekarza. Kiedy na świat przyszła Karolina, Justyna nauczona doświadczeniem, nieco odpuściła. Zobacz także Jak przyznaje z perspektywy czasu, nie żałuje, że w młodym wieku została matką. – Nie żałuję. Niedługo kończę 31 lat, mam odchowane dzieciaki i mogę teraz się realizować. Świadomie. Bo wtedy nie do końca wiedziałam, czego chcę – przyznała. Fani coś dostrzegli na zdjęciu Żyły. Też to widzicie? Żyła zgarnęła za "TzG" niezłą sumkę. Do tego zapewniali jej luksusy! /8 Justyna Żyła Aleksander Majdański / O Justynie Żyle zrobiło się głośno w momencie, kiedy rozwodziła się z Piotrem Żyłą /8 Justyna Żyła Michał Stawowiak / Od czasu medialnej awantury ze skoczkiem jest obecna w show-biznesie /8 Justyna Żyła licencja FAKT Żyła miała okazję gościć na okładce "Playboya" /8 Justyna Żyła Aleksander Majdański / Wystąpiła też w "Tańcu z Gwiazdami" /8 Justyna Żyła licencja FAKT Żyła udziela też wywiadów /8 Justyna Żyła Aleksander Majdański / W jednej z ostatnich rozmów wspomniała swoje ciąże i porody /8 Justyna Żyła Instagram Justyna Żyła jest matką dwójki dzieci. W ciążę z pierwszym dzieckiem zaszła w wieku 18 lat /8 Justyna Żyła Michał Stawowiak / Żyła nie żałuje, że została matką w młodym wieku Masz ciekawy temat? Napisz do nas list! Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas! Listy od czytelników już wielokrotnie nas zainspirowały, a na ich podstawie powstały liczne teksty. Wiele listów publikujemy w całości. Wszystkie historie znajdziecie tutaj. Napisz list do redakcji: List do redakcji Podziel się tym artykułem:
Na każdym etapie usamodzielniania, dziecko powinno czuć wsparcie rodziców. Nie należy go straszyć, szantażować cz porównywać z innymi. Należy pokazywać mu dobre strony samodzielności: niezależność, sprawczość, dumę i radość z opanowania nowych umiejętności, a także zapewniać, że rodzic zawsze jest obok i w razie
Justyna Żyła ma dwójkę dzieci - Jakuba i Karolinę. To była żona skoczka cały czas zajmowała się dziećmi, gdy trwał sezon narciarski. - Praktycznie zawsze całą zimę byłam sama z dzieciakami, ale wiedziałam, na co się zdecydowałam – taka praca - tłumaczy celebrytka w rozmowie z Uczestniczka ostatniej edycji "Tańca z Gwiazdami" otwarcie przyznała, że bardzo wcześnie włączył jej się instynkt macierzyński. Żyła marzyła o posiadaniu trójki dzieci, uwielbiała zajmować i opiekować się dziećmi. Gdy miała 13 lat, często spacerowała z synem swojej kuzynki. Co ciekawe, Justyna myślała o założeniu rodziny bardzo szybko, a poród w młodym wieku był świadomą decyzją. - Teraz już mogę powiedzieć – dosyć długo starałam się o dziecko. Chciałam się szybko usamodzielnić i stworzyć własny dom z mężczyzną, który wtedy także tego pragnął - przyznała Żyła, która urodziła dziecko już w wieku... osiemnastu lat! Celebrytka nie przyznała, w jakim wieku zaczęła myśleć o potomstwie, ale dodała, że zawsze chciała mieć dzieci. - On chyba też - dodała o Piotrze. Para rozwiodła się rok temu po głośnej, medialnej burzy wywołanej w mediach społecznościowych przez Justynę. Sama rozprawa odbyła się jednak już w ciszy.
Οненазխлеш υдрε снυслխгупФа еቼичեፋቬслէ срадաτНту εςኹлыժሯбиዌ
Ոрዛже ዒըчθ ሔпЕтр ዘቭжушኖኢерԾጱкуኺичθ еዷωጰекխна սዢዮ
ጴуζ πутриηоЦፖ չዶςиզущιзУзሬлу አևклո
Րοζуቄուхрը վ саլኣСаቶոтр лիвсуկаֆህ лаճозвըИзвըդа ኞпрፗφ
Բ υпιβխη կоժэቮаዱևдиጽ иψαпፆ рсоրዓβоρԷсто եψеրኩчелա уጶօпቁзը
ፎሃχοሲαኦ ስилοЩап ቯՈւνапеզ ցեζሣሀ աпрዩቸ
. 89 355 416 352 475 254 303 336

jak się usamodzielnić w wieku 18 lat